Ostatnio zapoznałem się z wieloma publikacjami na temat
przyszłości rynku pracy, a w szczególności o tym, jakie formy zatrudnienia będą
preferowane.
Dominują dwa poglądy:
- Specjaliści nie będą podejmować stałej pracy, lecz zawierać kontrakty terminowe na konkretne projekty i przedsięwzięcia, w których kluczowe będą ich kwalifikacje i kompetencje (np. w publikacji IBM „A new way of work: Futurist Insights to 2025 and beyond”);
- Podczas studiów ludzie będą koncentrować się raczej na rozwoju uniwersalnych kompetencji biznesowych niż na dogłębnej nauce konkretnego zawodu (np. w artykule Aliny Dizik z BBC Capital „The next generation of jobs won’t be made up of professions”).
Obie koncepcje są spójne ze sobą i mogą być dwoma uzupełniającymi
się elementami wizji przyszłości.
W pierwszej koncepcji mamy do czynienia z upowszechnieniem się
modelu pracy wirtualnej, o którym pisałem już wielokrotnie. Rozwój nowoczesnych
technologii komunikacyjnych pozwala efektywnie pracować zespołom, które są rozproszone,
a zatem podjęcie się nowego wyzwania przez specjalistę nie musi się wiązać z
trudnościami relokacji. Jeden z futurystów, Ted Coine, użył określenia Hollywood
Model, przez analogię do producentów filmowych, którzy angażują aktorów i
reżyserów na czas realizacji projektów, a po ich zakończeniu zespół ulega
rozwiązaniu, i twórcy muszą (i chcą!) poszukiwać
następnych wyzwań.
Druga koncepcja wynika z konstatacji, że w XXI wieku biznes i
technologie zmieniają się tak dynamicznie, iż trudno w procesie kształcenia
przewidzieć, jakie profesje przetrwają (= nie zostaną zastąpione przez
robotyzację, automatyzację i informatyzację), a jeszcze trudniej prognozować,
jakie nowe się pojawią. Uniwersalne kompetencje (głównie miękkie, komunikacyjne)
z pewnością będą dalej potrzebne. Będziemy potrzebować raczej umiejętności
szybkiego uczenia się i elastycznego dostosowywania do zmieniającego się
otoczenia.
Kilka dni temu rozmawiałem z kolegą, który prowadzi firmę
rekrutacyjną i zajmuje się pozyskiwaniem specjalistów IT, głównie programistów.
Potwierdził, że już teraz obserwuje u młodych inżynierów tendencję do ciągłego
poszukiwania nowych wyzwań, które dadzą im satysfakcję zawodową i odpowiednią
gratyfikację. Od projektu do projektu… u różnych pracodawców. Z punktu widzenia
pracodawcy też widać korzyści: realizacja projektu w ramach budżetu przez
profesjonalistów.
Ale w mojej głowie pojawia się wiele pytań i wątpliwości:
- Kto dba o rozwój zawodowy „wolnego strzelca”? W tej sytuacji musi o to zadbać sam, ale czy to będzie wystarczające w przyszłości? Chwilowy pracodawca raczej nie zainwestuje.
- Co z rozwojem przedsiębiorstwa zleceniodawcy? Trudno liczyć na zaangażowanie kontraktowych pracowników w projekty innowacyjne i rozwojowe – skupiają się na terminowym projekcie. Firma może liczyć tylko na lojalność wąskiej kadry menedżerów i właścicieli.
Taaak, łatwo „wylać dziecko z kąpielą”. Musimy zachować zdrowy
balans.
A które prognozy się sprawdzą – zobaczymy.