piątek, 27 listopada 2015

Rozwój i samokształcenie

Pamiętam często powtarzane zdanie przez moją ulubioną nauczycielkę w szkole: "Kto nie idzie do przodu, ten się cofa". Później zorientowałem się, że jest to cytat prawdopodobnie pochodzący od Johanna Wolfganga von Goethe (z którego dzieła?), ale już zawsze kojarzył mi się z Nią. Jakże jest to aktualne twierdzenie również teraz - w pędzącym XXI wieku! Raz zdobyte wykształcenie bardzo szybko się "starzeje" i staje się nieadekwatne do bieżących wyzwań.
Można by wymieniać wiele dostępnych możliwości ustawicznego zwiększania i aktualizowania swojej wiedzy: udział w szkoleniach i konferencjach, czytanie wartościowych książek.
Chciałbym podzielić się dwoma metodami, które w moim przypadku okazały się bardzo skuteczne w udoskonalaniu jakości i skuteczności mojej pracy. Należy zaznaczyć, że dotyczy to firmy usługowej.

Świadoma rezygnacja ze standardów i rutyny. 
Prowadząc biznes, rozsądnym jest tworzyć gotowe "produkty", które są powielane dla wielu klientów. Jednorazowa inwestycja w nowe rozwiązanie staje się zyskowna, gdy możemy je zaoferować wielu odbiorcom. Podejmując się nowego projektu (szkoleniowego lub doradczego) często jednak kwestionuję dotychczasowe rozwiązania, mimo, że sprawdziły się w dotychczasowych, podobnych zastosowaniach. Jest to okazja do krytycznego przyjrzenia się metodom, sięgnięcia po literaturę tematu, czy przedyskutowania w gronie współpracowników. Twórcza eksploracja tematu w konkretnej biznesowej sytuacji jest bardziej motywująca i rozwijająca niż uczenie się abstrakcyjne, "na zapas". Niewątpliwie takie postępowanie służy rozwojowi (mojemu i firmy), ale czy się opłaca? Przecież wkładamy znacznie więcej pracy w każdy projekt, niż jest to konieczne. W naszym przypadku uważam, że tak, że doceniają nas za to klienci, otrzymując dedykowane rozwiązania i będące "state of the art".
Drogi czytelniku: czy w Twoim przypadku warto czasem zakwestionować rutynę? W jakich sytuacjach? Co można zyskać? Co sprawdzić? Czego się nauczyć?

Uczenie się na doświadczeniu.
Jest to znana metoda "lessons learned". Szczególnie skuteczna, gdy doznaliśmy porażki. Staram się zawsze przedyskutować z najbliższymi współpracownikami powody, dla których klient nie skorzystał z naszej oferty. Pytam klienta. Wychodzę z tej sytuacji mądrzejszy, niż gdybym "zamiatał pod dywan" moją porażkę. Choć nie jest to łatwe, gdy się jest szefem firmy.

środa, 6 maja 2015

Kreatywna wartość Zespołu

W ostatnich miesiącach kierowałem projektem Ośrodka Oceny i Rozwoju (AC/DC) dla dużego przedsiębiorstwa. Badaliśmy kluczowe kompetencje kilkudziesięciu menedżerów średniego szczebla, przeprowadziliśmy zatem wiele warsztatów według jednolitego scenariusza. Jednym z ćwiczeń była dyskusja grupowa, której celem były decyzje budżetowe. Ocenialiśmy kompetencje biznesowe (takie jak ogólna świadomość biznesowa i rozumienie mikroekonomii przedsiębiorstwa) oraz dotyczące jakości współpracy w zespole kierowniczym. Kiedy tworzyłem scenariusz ćwiczenia, wydawało mi się, że istnieje tylko kilka "poprawnych" rozwiązań opisanego problemu. Tymczasem rezultaty mnie zaskoczyły. Za każdym razem grupy wypracowywały inne jakościowo rozwiązania. Wśród nich było wiele rozwiązań bardzo skutecznych a jednocześnie kreatywnych i innowacyjnych, których się nie spodziewałem. Wyciągnąłem z tego dwa pouczające wnioski:
  1. Dla menedżerów: Istnieje ogromny potencjał w pracy grupowej; gdy masz do rozwiązania niestandardowy problem, zwołaj spotkanie współpracowników, zdefiniuj problem i przeprowadź kilkunastominutową burzę mózgów, a uzyskasz wartościowe pomysły na rozwiązanie; lub co najmniej spojrzysz na sprawę z innej, inspirującej perspektywy.
  2. Dla asesorów AC/DC: Uważnie słuchaj uczestników warsztatu i nie ograniczaj się do porównania wyników ćwiczenia z przyjętym wzorcem; miej przed oczami opis ocenianych kompetencji i tylko w tym kontekście zapisuj obserwacje i oceniaj uczestników.

sobota, 10 stycznia 2015

Jak wyjść z rutyny i podjąć nowe wyzwania

Co jakiś czas sporządzam sobie listę zadań, które nazywam proaktywnymi. Są to nowe inicjatywy służące rozwojowi osobistemu i mojej firmy; w przeciwieństwie do zadań reaktywnych, wynikających z bieżącej sytuacji i rutyny. Inspiracjami bywają dyskusje ze współpracownikami i Klientami oraz obserwacje rynku. 
Szczególnie początek roku obfituje w takie mocne postanowienia, aby pozytywnie się zmieniać. Jak to jednak bywa, w miarę upływu czasu i nawału bieżących obowiązków, bardzo trudno zachować dyscyplinę i konsekwentnie realizować nowe pomysły. A w nich przecież tkwi szansa rozwoju i utrzymania pozycji na rynku. Jak się zmobilizować, gdy nikt się nie upomina o zaległe zadania?
Przez lata wypracowałem 2 metody:
1. Zachowanie balansu pomiędzy zadaniami reaktywnymi a proaktywnymi
W zarządzaniu czasem i planowaniu pracy najczęściej stosujemy podstawową metodę priorytetyzacji zadań, wynikającą z kwalifikacji na zadania ważne i pilne. Zwykle oceniamy aktywności proaktywne jako ważne, ale niekoniecznie pilne. Konsekwencją tego bywa ciągle przesuwanie ich na późniejszy termin, ponieważ wśród tych reaktywnych (generujących bieżący biznes) jest również wiele ważnych. Postanowiłem przeznaczać co najmniej 3 godziny w tygodniu na zadania proaktywne-rozwojowe z mojej listy, niezależnie od bieżącego obciążenia. Jak się nie da w tygodniu, to w weekend.

2. Powołanie zewnętrznego "kontrolera"
Dopóki nasze proaktywne zadania są ukryte (znajdują się na "prywatnej" liście), to ich ignorowanie lub przesuwanie w czasie jest względnie łatwe i bezbolesne. Dla tych, którzy mają kłopot z samodyscypliną proponuję ujawnienie tych zapisów zaufanej osobie (bliskiemu współpracownikowi lub wspólnikowi) i poproszenie go o monitorowanie i motywowanie.
Powyższe rozwiązania znacznie zwiększają szansę wdrożenia i sprawdzenia skuteczności nowych inicjatyw biznesowych i rozwojowych.